O dyrektywnie Unii Europejskiej określanej jako ACTA 2 głośno było od kilku miesięcy. Z perspektywy czasu można uznać, że w 2012 r. przy okazji głosowania nad pierwszą Anti-Counterfeiting Trade Agreement (w wyniku której obecną dyrektywę określamy tym samym skrótem) głosów oburzenia, niezadowolenia i protestów było po prostu więcej. Wydaje się, że po odrzuceniu pierwszego porozumienia uznaliśmy, iż kolejne nie ma szans powodzenia. Cóż, dziś widzimy, że niesłusznie.
348 głosów „za”, 274 „przeciw” oraz 36 europosłów, którzy uznali, iż nie mają zdania w tej kwestii. ACTA 2 nie jest już więc „możliwym zagrożeniem” a czymś, z czego efektami – jakie by one nie były – będziemy musieli się zmierzyć.
Ale zacznijmy od początku. O co właściwie chodzi? Często dyrektywa – a właściwie dwa zawarte w niej artykuły, 11 i 13 (obecnie art. 17) – nazywa się cenzurą czy wręcz zabijaniem Internetu. Oczywiście, są to słowa mocne, mające na celu zwrócić uwagę świata na problem ACTA 2, natomiast nie jest to określenie całkowicie bezpodstawne. Po wspomnianym upadku projektu ACTA w 2012 r., wydawało się, iż prawo do udostępniana treści czy wymiany plików zostanie – niczym pas z przysłowia o królu Sasie – poluźnione. W 2013 r. pojawiały się informacje o takim wydźwięku a Komisja Europejska nie negowała tych treści. Niestety, była to raczej cisza przed burzą.
Rok 2016 przyniósł nam propozycje zmian wysuniętych przez Komisję Europejską. Uwagę przykuły dwie z nich: coś, co określa się mianem „podatku od linków” oraz antypirackie filtry.
Podatek od linków podatkiem tak naprawdę nie jest. To dobrze, bo nie lubimy podatków, prawda? Parafrazując słynną wypowiedź jeszcze słynniejszego skryby, czyli faceta od skrybania, „to nie ma tak, że dobrze, albo że nie dobrze”. Celem artykułu jest lepsza ochrona praw majątkowych twórców. Cel sam w sobie bardzo szlachetny i godny pochwały, można mieć natomiast wątpliwości, czy ktokolwiek będzie cieszył się z tejże ochrony. Dlaczego? Ponieważ nie jest to całkowicie nowa inicjatywa. Funkcjonowało to już w Niemczech oraz Hiszpanii. Chociaż „funkcjonowało” to zbyt duże słowo – w obu krajach nowe prawo przyniosło twórcom więcej szkód niż korzyści. Przykładowo, firma Google, dostosowując się do nowego, niemieckiego prawa, w 2014 r. ograniczyła widoczność dużych wydawców w ich wyszukiwarce. Efekt? Udzielenie przez VG Media DARMOWEJ licencji na korzystanie z treści Axel Springer, jako że ilość czytelników drastycznie spadła.
Ogólnie ujmując, brzmienie artykułu wygląda tak, iż dozwolone będzie wykorzystanie pojedynczych słów bądź „krótkich fragmentów” do celów prywatnych i niekomercyjnych. I tu pojawiają się dwa pytania.
Jak krótki musi być fragment, by uznać go za… krótki?
Czym jest cel niekomercyjny?
Odpowiedzi na pytanie pierwsze tak naprawdę nie ma, zależy to od interpretacji prawa.
Jeśli chodzi zaś o komercję – czy reklamy, na których zarabia (czy raczej – z których utrzymuje się) lwia część serwisów także uznane zostaną za prowadzone w celu zarobkowym? Czy student, który prowadzi bloga na jednym z darmowych serwisów (przez co zgadza się na umieszczanie reklam) również prowadzi taką działalność? O tym przekonamy się dopiero po czasie.
W innych przypadkach, jeżeli chcesz w jakimś stopniu odnieść się do czyjejś treści – musisz posiadać licencję. Prawdopodobnie będzie to swego rodzaju „prasowy ZAiKS” – czyli opłata na rzecz twórcy. Celem ma być redukcja ilości fake newsów. Świetna koncepcja, bo w dzisiejszych czasach mnóstwo osób ma problem oddzielić ziarno od plewu. Jednakże, czy utrudnienie w cytowaniu „dobrych” źródeł jest krokiem w stronę bardziej rzetelnej informacji? Co do tego można mieć niestety wątpliwości.
Wspomniane antypirackie filtry to odrębna kwestia. Osoby, które dodają treści np. na YouTube wiedzą, jak wygląda rozwiązywanie problemów z prawem autorskim. Widzimy film, który według nas narusza nasze prawa, zgłaszamy go a następnie bot rozpatruje nasze zgłoszenie. W efekcie film pozostaje w serwisie lub zostaje z niego zdjęty. Jak będzie wyglądać to teraz? To serwis będzie miał obowiązek zapobiec udostępnianiu nieodpowiednich treści na jego łamach. Zanim treść pojawi się w serwisie, będzie musiała zostać sprawdzona (zwykle przez automat) – za pojawienie się materiału naruszającego prawa autorskie konsekwencje ponosić będzie właściciel serwisu. Również tutaj pojawiają się dwie, bardzo istotne wątpliwości. Ochrona praw twórców jest czymś, do czego powinno się dążyć, natomiast czy możemy oczekiwać, że wspomniany YouTube (opieram się na jego przykładzie, bo to on jest głównym powodem powstania art. 13) będzie ryzykował zezwoleniem na udostępnienie „ryzykownych”, będących na granicy treści? Oraz, czy boty wykorzystywane do analizy będą nieomylne? W obu przypadkach możemy wątpić, a w drugim przypadku możemy być wręcz pewni, iż taka sytuacja miejsca mieć nie będzie.
Skąd w ogóle pomysł na taki przepis? To proste. Uznano, iż odtworzenia na YT przynoszą mniejsze zyski niż te na serwisach płatnych pokroju SoundClouda, Spotify czy Amazon Music. Czy bez promocji na popularnym, darmowym serwisie zyski będą większe? Ciężko jest to w tym momencie stwierdzić.
Jedno co wiemy na pewno to fakt, iż nie obeszło i nie obejdzie się bez kontrowersji. Czy działania są dobre czy złe – zinterpretujcie to sami. Prostą czernią i bielą możemy malować obrazy czy farbować ubrania. Ustawy, mimo, iż drukowane czarnym atramentem na białej kartce, czarno-białe nie są. Nie dajcie sobie wmówić niczego. Słuchajcie mądrych ludzi, ale filtrujcie informacje przez swój rozum i interpretujcie je sami. Niżej znajdziecie linki do kilku artykułów a także (może nawet – przede wszystkim) do surowego brzmienia art. 11 i 13. Zachęcam do zapoznania się i oceny. I podzielenia się opinią – zmieni się na lepsze? Zmieni się na gorsze? A może, wbrew pozorom, wszystko pozostanie bez zmian?
Daniel Gliński
Źródła:
http://europarl.europa.eu/sed/doc/news/flash/21981/P8_PV(2019)03-26(RCV)_en.docx
(Wyniki głosowania europosłów – znajdziecie je po wyszukaniu w dokumencie głosowania nad dokumentem A8-0245/2018 – Axel Voss – Am 271)
https://eur-lex.europa.eu/legal-content/EN/TXT/PDF/?uri=CONSIL:ST_6637_2019_INIT&from=EN
(treść dyrektywy, art. 11 od s. 63)