Smutna rzeczywistość czy spełnienie marzeń?
Ilekroć oglądamy filmy o kosmitach, uświadamiają nas, że sami tęsknimy za nową przestrzenią. Z drugiej strony, głosy wspominają o tym, iż mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Wszyscy jesteśmy z Ziemi, ale możliwe, że niedługo część mężczyzn będzie rzeczywiście z Marsa. Coś w tym jest, muszę wam powiedzieć.
Oglądałam ostatnio filmy o kosmitach – nie jeden, nie dwa – było ich może z pięć albo sześć. Jest to mało ważne, jednak wszystkie role kosmitów obsadzone były przez mężczyzn. Zbieg okoliczności? – nie sądzę. Jak będzie wyglądać życie na Marsie? Powiem wam, że niezbyt kolorowo. W filmach Mars nie jest nam przyjazny – nie dziwie się w ogóle. Dlaczego jakaś planeta ma być nam przyjazna? Przecież my jako ludzie niszczymy wszystko. Jeżeli udaje jesteśmy w stanie zniszczyć coś tak wielkiego jak Ziemia, to czym jest dla nas mniejszy Mars? Jedynie kroplą w morzu. Mrozy zagrażające zdrowiu, sięgające minus 50 stopni, powietrze składające się w 96% z dwutlenku węgla, burze kurzowe – a to tylko nieliczne niespodzianki czyhające na Czerwonej Planecie.
W 2027 roku amerykańskie przedsiębiorstwo planuje osiedlić na marsie 12 ludzi, aby udowodnić nam, że życie tam jest naszym spełnieniem marzeń. Według mnie, jest to jedynie szukanie deski ratunku dla najbogatszych ludzi, gdy naszą Ziemie pochłoną czeluście piekła. Będzie, dosłownie, tak samo jak w filmie pt. „2012” – zostawmy to chińczykom, dadzą radę. Choćby mieli stanąć na rzęsach, wpompowali by na Marsa tlen, tylko po to, aby bogacze przetrwali. Taka jest smutna rzeczywistość, Mars nie będzie schronieniem dla wszystkich. Życie w czasie apokalipsy, jaka czeka ziemie nie będzie miało znaczenia. Jedynym miernikiem życia staną się pieniądze, przetrwają najbogatsi.
Co nam po tym, że niedawno NASA odkryło śladowe ilości wody, co świadczy o tym iż istniało tam kiedyś życie. Sam Amerykański naukowiec mówi: „wiemy, że na marsie jest życie, bo sami je tam wysłaliśmy”. Aby zasiedlić Marsa największą barierą jest, poza tlenem i innymi przyziemnymi sprawami, odległość 225 milionów kilometrów – tyle trzeba pokonać, aby ziścić sen o życiu na Czerwonej Planecie. Naukowcy informują nas, że przez pierwsze lata kolonizacji Marsa żywność będzie dostarczana z Ziemi, jednak przed tym wszystkim będzie liofilizowana czyli zamrożona, a potem wysuszona. Nie oznacza to jednak, że człowiek na Marsie będzie musiał zapomnieć o warzywach. Wręcz przeciwnie – marsjańska gleba, według badań przeprowadzonych na Ziemi, nadaje się do upraw, osiedleńcy będą mogli korzystać z takich metod, jak hydroponika, czyli bez-glebowa uprawa na pożywkach wodnych. Więc jest nadzieja, że najbogatsi ludzie na świecie będą jeść witaminki. Ufff ulga, bo już się bałam o ich zdrowie.
No dobrze, ale skąd ta woda? Naukowcy zakładają, że jeśli całe zasoby H2O wsiąkły w powierzchnię planety, to prawdopodobnie będzie można się do niej dokopać i odnaleźć ją na głębokości ok. 300 metrów. Kolejny problem, z którym NASA sobie radzi jest ochrona przed kosmicznym promieniowaniem, które na Marsie nie istnieje, ponieważ atmosfera jest za rzadka. Nie tam również pola magnetycznego. Jak informuje nas NASA, jedyną szansą na zdrowe życie będzie ochranianie budynków ubitą glebą. I tu właśnie moi mili wrócimy do starych czasów, kiedy to jeszcze jaskiniowcy okładali swoje domy glebą, aby było im ciepło. Czy na to właśnie chcemy się pisać? Takiego smutnego życia chcemy dla siebie?
Nikt nie jest z Marsa, nikt nie jest z Wenus. Jesteśmy z ZIEMI. MARS nigdy nie będzie czymś pięknym dla ludzkości. Jest smutną rzeczywistością, w którą się pchamy, chodź nas tam nie chcą. Czerwona planeta na każdym kroku pokazuje nam i daje do zrozumienia: „NIE CHCE WAS TU”, jednak my na siłę staramy się ją okiełznać niczym mustanga na łonie natury. Czy warto marnować miliony dolarów, wysyłać na Marsa sprzęt wart miliardy, aby przetwarzać marsjańską atmosferę w powietrze? Czy nie lepiej zadbać o naszą planetę zwaną Ziemią, która nas chce, daje nam życie? Z tym pytaniem państwa pozostawię.
Magda Szafrańska