Musicale filmowe czy teatralne bez względu na to czy są to stare czy nowe produkcje, posiadają szerokie grono odbiorców. Każdy z nich ma w sobie coś, co przyciąga do siebie widza i zamienia seans w magiczną podróż do świata opowiadanego za pomocą muzyki. Lin Manuel-Miranda, twórca słynnego „Hamiltona” w swojej debiutanckiej produkcji filmowej przedstawia historię wybitnego twórcy ponadczasowego musicalu „Rent”- Jonathana Larsona.
Najnowsza produkcja Netflixa „Tick, Tick…BOOM!” to biograficzna opowieść o kompozytorze teatralnym Jonathanie Larsonie, a zarazem adaptacja stworzonego przez niego musicalu o tym samym tytule. Historia przedstawia Jonathana, który próbuje stworzyć brakującą piosenkę do „Superbii”- dzieła, nad którym nieustannie pracuje osiem lat. Pragnienie dokończenia dzieła staje się dla artysty priorytetem, tym bardziej że jego zegar tyka… Mężczyzna zbliża się do trzydziestki i przez to czuje silną presję stworzenia czegoś, co może przynieść mu wielką sławę. W tej ciągłej walce z czasem pogorszeniu ulegają relacje Jonathana z bliskimi mu osobami- dziewczyną Susan i przyjacielem Michaelem.
W tematykę filmu wpisany jest także narastający na początku lat 90. XX wieku problem społeczny, spowodowany wybuchem epidemii AIDS – choroby, która zbiera żniwo wśród innych artystów. Wszystko nabiera tempa, gdy paskudna choroba dopada także jego najbliższego przyjaciela. Czas, który odgrywa ważną rolę w filmie staje się wyznacznikiem nie tylko dla kompozytora ale także dla przyjaciela i jakby spojrzeć głębiej… w nas wszystkich.
Przedstawiona w filmie historia jest opowiadana przez głównego bohatera, który pełni tutaj rolę narratora. Ze sceny opowiada swoją historię, a wydarzenia z życia ukazywane są w formie retrospekcji. Z jednej strony może wydawać się to chaotyczne, z drugiej zaś idealnie wpisuje się w całą produkcję, podkreślając jej odmienność i wyjątkowość.
Jak na musical przystało, ogromne znaczenie ma muzyka. Skomponowane przez Larsona utwory wydają się być znakomicie wykonane przez całą obsadę. Piosenki wykonane w produkcji „wpadają w ucho” a utwór „Louder than words” zajął już szczególne miejsce w mojej playliście.
Dopełnieniem całego filmu jest obsada. Szczególnie należy zwrócić uwagę na Andrew Garfielda, odtwórcę głównego bohatera, który do roli przygotowywał się rok nabywając umiejętności wokalne. Nauka śpiewu przyniosła efekty i została doceniona, ponieważ aktor otrzymał Złotego Globa w kategorii za najlepszego aktora w komedii lub musicalu. W filmie można zobaczyć także jak zawsze fantastyczną Vanessę Hudgens, Alexandre Shipp, Robina de Jesús czy Joshue Henr’ego,
Film to nie tylko znakomity hołd dla zbyt wcześnie zmarłego Jonathana Larsona. To przede wszystkim ukazanie, że czas który mamy nie będzie trwał wiecznie i warto robić to, co jest naszym największym pragnieniem. Kiedy będziemy robić to, co kochamy, to nawet krótki czas zdołamy wypełnić własnym szczęściem.